I dobrze, i źle. Dobrze, bo się trzymałam dzielnie. Źle, bo o dwa dni za krótko. Miałam dość, wyzwanie trwało do dzisiaj, ale w domu od piątku do soboty (ostatni goście wyszli o 23) byli goście i trzeba ich było ugościć, a B. przywiozła jeszcze ciasto... Trochę nawaliłam, wiem. Z drugiej strony nie pamiętam, kiedy ostatni raz nie jadłam słodyczy przez całe 12 DNI! Jak dla mnie, osoby uzależnionej, to olbrzymi sukces! Alkoholu wciąż nie tknęłam, ale to wcale nie było takie trudne, skoro zamiast imprezować topię się w książkach. W ten weekend sobie odpuściłam, nie chciałam sobie zaprzątać głowy nauką, zwłaszcza że to pierwszy tydzień od bardzo dawna kiedy nie mam żadnego testu. Studia dają mi w kość, tłumaczę sobie że to pierwszy rok i to dlatego. W końcu musi być dobrze, jeżeli wszystko (no oprócz fizyki...) zdam, prawda? :) Dzisiaj zamiast kręcić hula hop i wybrać się na siłownie to sprzątałam w domu. Może nie była to największa aktywność na świecie, ale odkurzanie i mycie podłogi na kolanach to też jakiś wysiłek.
W piątek byłam na łyżwach, za tydzień idę znowu, ale tym razem od razu po czyszczeniu lodu. Jest to super czas spędzany z przyjaciółką, dodatkowo mam swoje łyżwy, które kupiłam przed wypadem na lodowisko w niecałe piętnaście minut, ale jestem bardzo zadowolona. Jak dla mnie bomba!
A Wy jakie macie pomysły na urozmaicenie zimowych popołudni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz