wtorek, 26 listopada 2013

Dbam o siebie od zewnątrz.

Chyba wspominałam już, że rozpoczęłam nowe studia, kierunek kosmetologia. Jestem bardzo zadowolona, w końcu czuję że znalazłam idealne połączenie przyjemności z obowiązkami. Lubię dbać o swoją skórę, pielęgnować ją i robić wszystko, aby wyglądała zdrowo i promiennie. Mam 21 lat, więc nie mam problemów ze starzejącą się skórą, ale mam cerę suchą, delikatną, dlatego potrzebuję odpowiedniej pielęgnacji. Przez cały rok chronię się przed przesuszeniem skóry. Latem bronię się przed negatywnym działaniem słońca, zimą nakładam warstwę ochronną przed suchym powietrzem, jakie zapewnia nam okres grzewczy. Ponieważ mam bardzo delikatne i wrażliwe oczy, które często mnie bolą, moje wszelkie działania kosmetyczne dotyczą głównie nawilżania. Na co dzień nie używam  kosmetyków kolorowych. Mama od dzieciństwa powtarzała mi, że najważniejsze jest nawilżenie, które pozwala nam dłużej zachować ładny wygląd ciała, bez oznak starzenia się. Przecież skóra sucha ma największe skłonności do zmarszczek! 
Moja kolekcja kosmetyków codziennego użytku nie jest imponująca. Kiedyś uwielbiałam kupować całe serie, które ładnie wyglądały na półce, a dodatkowo miały wzmacniać swoje działanie. Teraz wiem, że jeżeli dana firma ma dobre balsamy, wcale nie oznacza to, że sprawdzi się u mnie ich pomadka ochronna :). Nie ma też sensu kupować całej masy kosmetyków, których tak naprawdę nie potrzebujemy, np. toniku wtedy, gdy na co dzień stosujemy płyn micelarny, który również ma właściwości tonizujące.
Od lat jestem wierna Nivea Body Milk (w wakacje zaszalałam i kupiłam sobie wyjątkowo coś innego). Dzisiaj będąc w sklepie zobaczyłam nową wersję mojego balsamu, ale z dodatkiem masła Shea. Uwielbiam ten składnik, pięknie pachnie i wyjątkowo dobrze nawilża moją skórę. Kiedy mam więcej czasu na wchłonięcie się produktu używam oliwki dla dzieci. Moja ukochana o zapachu lawendy nie jest dostępna w Polsce, będę ją musiała zamówić przez internet, ale bardzo lubię w niej dosłownie wszystko! Żelową konsystencję, poręczne opakowanie i nieziemski zapach. To zdecydowanie mój zimowy must have.
Ostatnio wybierając krem do stóp już prawie wybrałam jeden z szanującej się firmy, którego działanie sprawdziłam i lubię do niego wracać. Ponieważ jednak na studiach cały czas przypominają nam o czytaniu składów kosmetyków, spędziłam więc kilka minut przy półce i w rezultacie wybrałam N*36. Zawiera m.in. moje ulubione wspomniane już masło Shea, glicerynę oraz lanolinę, która przywraca naturalne nawilżenie. Krem do rąk Alterra polecała niejednokrotnie Nissiax83 w swoich filmikach na YouTube. Ładny zapach, dobre wchłanianie i nawilżenie. Jest to jeden z fajniejszych kremów do rąk, jaki miałam szansę testować w ubiegłych latach. Wolę go nawet od Neutrogeny!  
Cetaphil jest dla mnie po prostu stworzony. Póki co ciągle korzystam z kosmetyków zakupionych w USA. Już powoli kończą mi się oba produkty. Mam na oku Emulsję do Mycia i krem nawilżający DA Ultra, który niestety zawiera silikony, ale nadrabia obecnością olejku makadamia i (!) masła Shea :). Jeżeli chodzi o mój Daily Facial Moisturizer, to z pewnścią wrócę do niego latem, ponieważ ma w sobie ochronę przeciwsłoneczną, SPF 50. Produkty są delikatne, bezzapachowe. Chyba pierwszy raz w życiu w okresie letnim, kiedy byłam jak na mnie bardzo opalona, nie schodziła mi skóra z nosa i z policzków. Lepszych dowodów działania nie potrzebuję. 
Last, but not least! Moja pomadka ochronna, która już się kończy! EOS to bardzo ciekawa seria kosmetyków, trudno dostępna w Polsce i dość droga. Kupiłam moją za $3, u nas kosztuje w granicy 25 zł. Część dochodów ze sprzedaży różowej wersji idzie na walkę z rakiem piersi. Bardzo ją lubię, powoli żegnam się z nią i szukam już zamiennika. Macie jakieś propozycje?
Od dziś będę częściej dodawać notki kosmetyczne. Ponieważ mam wagę w normie, czuję się świetnie ze sobą, regularnie ćwiczę i nie najgorzej się odżywiam, to wydaje mi się że nie mam już serca, aby pisać wyłącznie o ćwiczeniach. Delikatnie zmienię tematykę bloga, będzie tu więcej wpisów odnośnie tego jak lepiej o siebie dbać i wyglądać.
Muszę się pochwalić, że ostatnio spędzam od 40 minut do godziny na bieżni. Sprawia mi to frajdę, zawsze czuję się mega pozytywnie nakręcona i... zmęczona.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Chudsza o 400 kcal D. 

wtorek, 19 listopada 2013

Trochę inne Smoothie.

Jeżeli zastanawialiście się, co jeszcze można wymyślić jeżeli chodzi o domowe koktajle, to mam dla Was pomysł na smoothie z typowo amerykańskim akcentem - masłem orzechowym! Smak jest niesamowity, zupełnie inny od napojów, których do tej pory piłam. Jest bardzo syty, dlatego nie byłam w stanie dopić szklanki o pojemności 300 ml, ale 200 ml nie stanowi już dla mnie takiego problemu :).

Składniki:
- banan
- łyżka masła orzechowego
- jogurt naturalny
- mleko
- ewentualnie miód do smaku (uwaga! dojrzały banan jest tak słodki, że dla mnie był to zbędny krok). 

Rozdrobnionego banana wrzucamy do naczynia, dodajemy resztę składników "na oko". Jeżeli chcemy, żeby koktajl był gęstszy, to wlewamy więcej jogurtu niż mleka. Proporcje nabiału radzę dobrać pod siebie, tego przepisu nie da się zepsuć.





piątek, 15 listopada 2013

Zdjęcia + specjalistyczna waga.

Już dawno nie dodawałam aktualizacji moich wymiarów. Nie podam ile mierzę w centymetrach, ponieważ wolę się mierzyć na czczo, ale mam dla Was małą niespodziankę :). Od dawna szukałam wagi, która dokładnie poda skład mojego ciała. Zastanawiałam się nawet nad jednorazową wizytą w Pure (uznałam że to głupota, płacić 50-60 zł za ważenie). Ostatnio dokonałam odpowiednich pomiarów w Fitness Academy, czyli na mojej siłowni, gdzie od czasu do czasu pojawia się taka waga. Uważam, że dużo fajniej by było, gdyby była zawsze dostępna, ale przynajmniej nie uzależnię się od niej i będę miała dużo czasu, żeby do następnych pomiarów poprawić swoje wyniki. Nie jest idealnie, ale biorąc pod uwagę, że w 2010 roku ważyłam 75 kg, to chyba nie mam co narzekać :). Powoli, powoli, ale dążę do swojego celu, jakim jest 55-57 kg (zobaczę jak będę wyglądać i zdecyduję kiedy będzie już wystarczająco dobrze). 
Tak wyglądałam w czerwcu 2010...


Jak widzicie jestem zupełnie w normie! Muszę popracować trochę nad tkanką tłuszczową i będzie idealnie. Pomiary były wykonywane po godzinie 18. Teraz w ciuchach prezentuję się tak:

środa, 6 listopada 2013

Please November, be good to me :)

Jesienna aura nie sprzyja dobrym nastrojom. Na deszczowe popołudnia polecam siłownię - pora na dzienną dawkę endorfin! Po długiej przerwie moja mama wróciła do regularnych treningów, fajnie mieć przy sobie kogoś, kto Cię motywuje. Dziś po siłowni byłyśmy na małych zakupach. Uważnie czytałyśmy etykiety, dokonywałyśmy przemyślanych wyborów. Waga spadła, dziś rano zbliżyłam się do mojej magicznej granicy 60 kg. Ważę 61 kg! Fantastycznie. Coraz lepiej czuję się ze sobą. Bo nie liczy się waga, liczy się zdrowie. W zdrowym i wysportowanym ciele, zdrowy duch :).
Pozdrawiam,
D.