sobota, 24 sierpnia 2013

Moja dieta w USA.

Ostatnio zawieszanie blogów nie idzie mi najlepiej. Zawsze kiedy już to ogłoszę mam ochotę pisać jeszcze więcej. Blogowanie daje mi siłę do działania, łatwiej mi się skupić na celu i wstydzę się podążać złą ścieżką, ponieważ wiem, że będę się musiała ze wszystkiego wyspowiadać.
Kilka razy poruszałam temat jedzenia na campie, ale wydaje mi się, że nie zrobiłam tego w wystarczający sposób. Na moim obozie bez przeszkód można zdrowo jeść, żywność jest świeża i w miarę możliwości dobra (ogólnie amerykańskie jedzenie jest dla mnie jakieś bezsmakowe), ale po dwóch miesiącach staje się monotonna. Wynika to z tego, że w menu zawsze występują te same potrawy, są jednak serwowane w różnej kolejności. Przez większość wakacji jadłam na śniadanie granolę z owocami. Małe przypomnienie, jak wyglądały moje śniadania.


Na lunch i kolację zawsze komponowałam sałatkę z salad baru. 
Prawie przez całe wakacje serwowaliśmy praktycznie to samo (zdjęcie pochodzi ze strony internetowej mojego campu). Pokrojona sałata, ogórki, pomidory, marchewki, oliwki, jaja, kukurydza, różne rodzaje fasoli, do tego dresingi, pestki słonecznika, grzanki i codziennie różne świeże sałatki, np. z tuńczyka, krabów, tofu. Od czasu do czasu gotowane warzywa, typu brokuły, groszek.
Do tego oczywiście zawsze było coś na ciepło, jeżeli chodzi o jakość posiłków, to bardzo różnie. Potrafiliśmy serwować pizzę, lub frytki z nuggetsami, a innego dnia rybę z sosem maślanym lub pieczonego indyka. Z pewnością mam zbyt niski poziom hemoglobiny, ponieważ nie jadłam prawie w ogóle czerwonego mięsa, ani żadnych produktów, które mogłyby mi skutecznie dostarczyć żelaza. 
Codziennie byłam narażona na desery.


Udało mi się w trakcie wyjazdu troszeczkę zgubić, ale znowu wróciłam do wagi 63 kg. Po powrocie do Polski czeka mnie ciężka praca nad samą sobą.
Pozdrawiam. 

Awaryjna dawka motywacji :)

Ponieważ mam kryzys, a jedyne o czym myślę to jedzenie, więc postanowiłam na chwilę odwiesić bloga i dodać coś, co pozwoli mi się zdyscyplinować. Przecież nie po to ćwiczę i się staram, żeby w ciągu 2 tygodni zniszczyć całą moją ciężką pracę! Muszę się wspomóc muzyką, tymi zdjęciami i zieloną herbatą. Jest 20:37, a ja jestem naprawdę głodna, a nie chcę już nic podjadać. Zapowiada się ciężki wieczór! 










 Kto nie chciałby wyglądać tak w stroju kąpielowym? Ja zdecydowanie jestem na tak :-)

środa, 14 sierpnia 2013

STOP!

Muszę chwilowo zawiesić bloga. Nie mam wyjścia, powrócę do Was po 24 września. Od 2 tygodni jestem chora, nie mam możliwości ćwiczenia z tego względu - jestem w Stanach, nie mogę wziąć wolnego w pracy, nie chcę wydawać $50 na lekarza plus fortuny na leki. Wniosek jest prosty: nie powinnam ćwiczyć, gdy na dworze jest zimno i łatwo o przewianie, przeziębienie i doprawienie się. Mam już kilka pomysłów na nowe notki, dotyczące żywienia się Amerykanów, ale nie wiem kiedy będę miała więcej czasu na zebranie moich myśli. Za mniej niż dwa tygodnie wyruszam w moją podróż życia, wątpię czy w ciągu tych czterech tygodni uda mi się znaleźć czas na treningi. Będę mieszkać u obcych ludzi i zwiedzać wschodnie wybrzeże USA. 
Od 22.09 mam wznowiony karnet na siłowni. 
Enjoy the rest of Summer,
J.