Kilka razy poruszałam temat jedzenia na campie, ale wydaje mi się, że nie zrobiłam tego w wystarczający sposób. Na moim obozie bez przeszkód można zdrowo jeść, żywność jest świeża i w miarę możliwości dobra (ogólnie amerykańskie jedzenie jest dla mnie jakieś bezsmakowe), ale po dwóch miesiącach staje się monotonna. Wynika to z tego, że w menu zawsze występują te same potrawy, są jednak serwowane w różnej kolejności. Przez większość wakacji jadłam na śniadanie granolę z owocami. Małe przypomnienie, jak wyglądały moje śniadania.
Na lunch i kolację zawsze komponowałam sałatkę z salad baru.
Prawie przez całe wakacje serwowaliśmy praktycznie to samo (zdjęcie pochodzi ze strony internetowej mojego campu). Pokrojona sałata, ogórki, pomidory, marchewki, oliwki, jaja, kukurydza, różne rodzaje fasoli, do tego dresingi, pestki słonecznika, grzanki i codziennie różne świeże sałatki, np. z tuńczyka, krabów, tofu. Od czasu do czasu gotowane warzywa, typu brokuły, groszek.
Do tego oczywiście zawsze było coś na ciepło, jeżeli chodzi o jakość posiłków, to bardzo różnie. Potrafiliśmy serwować pizzę, lub frytki z nuggetsami, a innego dnia rybę z sosem maślanym lub pieczonego indyka. Z pewnością mam zbyt niski poziom hemoglobiny, ponieważ nie jadłam prawie w ogóle czerwonego mięsa, ani żadnych produktów, które mogłyby mi skutecznie dostarczyć żelaza.
Codziennie byłam narażona na desery.
Udało mi się w trakcie wyjazdu troszeczkę zgubić, ale znowu wróciłam do wagi 63 kg. Po powrocie do Polski czeka mnie ciężka praca nad samą sobą.
Pozdrawiam.
Pyszne jedzenie... Wygląda tak, że od razu jestem głodna. Ja tam bym przytyła z 10 kg chyba...
OdpowiedzUsuńW USA się dużo je? :) I tak świetnie sobie radzisz :)
OdpowiedzUsuńte truskawki wyglądają obłędnie :D
OdpowiedzUsuńładnie wygląda to jedzonko :)
OdpowiedzUsuń