środa, 20 lutego 2013

Dzień tylko dla mnie

Dziś postanowiłam wykorzystać mój ostatni dzień wolnego tylko dla siebie. Jaki jest mój przepis, żeby się odrobinę zrelaksować? Przede wszystkim, zadbałam o skórę mojej twarzy. Zafundowałam sobie peeling kawowy. Przepis jest bardzo prosty! Mieszamy w miseczce nasz ulubiony płyn do mycia twarzy z kawą (rozpuszczalna się rozpuści, więc nie będzie efektu peelingu!), po czym nakładamy na twarz i wykonujemy masaż owalnymi ruchami. Następnie użyłam maseczki głęboko nawilżającej. Ostatnio mam problemy z suchą cerą, nie służy mi sezon grzewczy, ani ciągła zmiana temperatur. Na koniec nałożyłam krem nawilżający. Za tydzień zamierzam powtórzyć cały zabieg. Na chwilę obecną czuję poprawę w dotyku skóry. Dodatkowo widzę też, że w strefie "T" nie występuje już delikatne łuszczenie się naskórka. Jestem ciekawa, jak długo utrzymają się efekty. Wykonałam też manicure i pedicure, użyłam odpowiednich kremów do pielęgnacji dłoni i stóp. 
Nadrobiłam odcinki serialu, który jest teraz u mnie w domu na topie. Wszystkim polecam "Rodzinka.pl". Można oglądać za darmo i z legalnego źródła na stronie http://www.tvp.pl . Dlaczego lubię ten serial? Ponieważ uczy Polaków, jak rozmawiać w rodzinie na WSZYSTKIE tematy i co jest w życiu ważne,  przy czym jest pełny humoru.  
Najważniejszy punkt dnia na koniec - zajęcia TRX i bieżnia! Było super, wylałam z siebie siódme poty. Idzie mi coraz lepiej, jestem strasznie zadowolona ze stanu mojej kondycji :). Teraz mogę śmiało powiedzieć, że po 1,5 godz intensywnego treningu padam, ale muszę się jeszcze wykąpać. Życzę wszystkim dobrych snów!
Pozdrawiam,
D. 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Pytanie do Czytelników :)

Siedzę w kuchni przy komputerze, relaksuję się kubkiem zielonej herbaty z dodatkiem konfitur z malinami. Dzisiaj uporałam się z problemem, który męczył mnie już od dwóch tygodni - wypełniłam do końca i wysłałam moją aplikację odnośnie wylotu do U.S. Oprócz tego byłam na siłowni i poćwiczyłam godzinę w strefie cardio:
- 25 minut bieżnia,
- 15 minut orbitrek,
- 20 minut rowerek poziomy.
Mogę spokojnie powiedzieć, że to mój standardowy zestaw ćwiczeń. Zaczynają mi się podobać moje łydki, ponieważ wyglądają bardzo normalnie, ale dopiero gdy je się dotknie okazuje się, że są ładnie umięśnione. 
Zdałam na drugi semestr, tak więc będę chodzić na zajęcia jeszcze przynajmniej do 31 marca, czyli do dnia, kiedy podbiją mi legitymację studencką :). Nie chcę płacić wszędzie pełnej kwoty, gdy może mnie obowiązywać zniżka studencka. Przed rekrutacją na nowy rok akademicki, czyli spokojnie w okolicach czerwca, będę już mogła oddać moją legitymację i odebrać z uczelni wszystkie dokumenty. Stawiam wszystko na jedną kartę. Wiem że mogę się nie dostać na studia dzienne na wymarzony kierunek, ale zrobię wszystko żeby się udało! Zaliczyłam semestr na Politechnice Wrocławskiej, to nie dostanę się na kosmetologię? Po raz pierwszy w życiu wiem co chcę robić, więc chwytam się tej myśli i zaczynam dążyć do celu. Nie ma nic gorszego niż kierunek, na którym nie chce się być, ani nic fajniejszego niż świadomość, że rezygnuję się ze studiów, bo się chce, a nie bo mnie wyrzucili :)
Jak już wiecie bardzo interesuję się pielęgnacją i wizażem, dlatego zastanawiam się, czy nie powinnam  dodać działu właśnie o takiej tematyce.
Jak Wy, czytelnicy, czulibyście się z tą zmianą? Czy jest coś, co szczególnie Was interesuje?
Pozdrawiam, 
D. 

niedziela, 17 lutego 2013

Trochę o YouTube.

Internet jest niesamowitym źródłem wiedzy, ale również niewiedzy. Poszukując dobrych źródeł bardzo często trafiam na długie artykuły napisane skomplikowanym językiem. Od razu czuję zniechęcenie i nie mam ochoty czytać całego tekstu. Czasem wyskubię jakieś cząstkowe informacje, ale ogólnie nie ma siły, abym przeczytała w wolnej chwili artykuł długości trzech stron A4 dla czystej przyjemności. Oglądając TLC trafiłam na program dziewczyny, która zanim trafiła do telewizji dodawała swoje filmiki na YouTube. Jeżeli interesuje Was tematyka makijażowa, to bardzo serdecznie zapraszam tutaj. Idąc tym tropem, odnalazłam moją ulubienicę, panią kosmetolog - Agnieszkę, która przekazuje swoją sprawdzoną i rzetelną wiedzę na tym kanale.
Tematyka bloga nie jest jednak o urodzie, ale o zdrowym trybie życia. Bardzo dawno temu odkryłam na wyżej wymienionej stronie ćwiczenia Marty. Co mi się od razu rzuciło w oczy, to bardzo wysportowana sylwetka prowadzącej. Kiedy wykonuje ćwiczenia to udziela od razu praktycznych rad, zwraca uwagę jak poprawnie wykonywać ćwiczenia, mówi o swoim wykształceniu i o zainteresowaniach. 
Wspominałam już, że trudno mi się zmotywować do ćwiczenia ze szklanym monitorem w zaciszu własnego domu, ale lubię mieć wiedzę na temat tego, co jest dobre, a co złe. Wspominałam chyba nie raz, że piję zbyt mało wody. Dość niedawno w moje ręce wpadł filmik właśnie Marty, która profesjonalnie zajmuje się sportem i z tego co wiem jest trenerem personalnym, oraz Kasi, która jest specjalistką do praw żywienia. Teraz skupię się przede wszystkim na tym filmiku. 
Główne pytanie brzmi - czy trzeba pić wodę? Odpowiedź wydaje się teoretycznie oczywista, każdy z nas wie że tak i koniec kropka, ale nie każdy zdaje sobie sprawę dlaczego? Kasia i Marta oczywiście udzielają odpowiedzi na to pytanie, biorą pod uwagę różne aspekty, pokazują przykłady z życia wzięte, które mogą pomóc nam wyobrazić sobie lepiej daną sytuację. Program ten jest bardzo młody, działa od 4 lutego bieżącego roku. Panie wydają się być dobrymi koleżankami, rozmawiają na luzie, nie skupiają się na tym że są przed kamerą, ale prowadzą zwyczajny dialog. Z tego co zauważyłam każda rozmowa zaczyna się od delikatnego wstępu, wprowadzenie jest bardzo luźne, nie narzucają od razu encyklopedycznej wiedzy, ale wchodzą stopniowo w dany temat. Same przedstawiają się jako "Pogromczynie kilogramów". Jestem w stanie poświęcić 6-10 minut dziennie na wysłuchanie ich porad, ponieważ właśnie tyle trwają filmiki. W międzyczasie mam w zwyczaju zadbać o swoje paznokcie (nałożyć na nie odżywkę ;-), czy też przekąsić coś (np. owoc). 
Jeżeli macie filmiki i kanały godne polecenia, to serdecznie zapraszam Was do podzielenia się nimi w komentarzach :)
Pozdrawiam,
D. 

sobota, 16 lutego 2013

Mg+witamina B6.

Ostatnio bardzo zaniedbuję bloga, ale również ćwiczenia. Jest mi wstyd, ponieważ bloga czyta wiele ludzi, miał motywować mnie do działania, a absolutnie nic się tutaj nie dzieje. Dlaczego tak jest? Dzisiaj jest pierwszy dzień, kiedy jestem w domu w ciągu dnia dłużej niż trzy godziny. Od dwóch dni śpię poza domem, nie mam przez to stałego dostępu do internetu. Dzisiaj wróciłam akurat na obiad. Bardzo mało dzisiaj zjadłam, ale właśnie wróciłam z siłowni, wykąpię się i zjem kolację. Moja dzisiejsza dieta:
- na śniadanie bułka pełnoziarnista z wędliną, pomidorem ogórkiem konserwowym i cebulą,
- herbatnik w czekoladzie i ciasteczko z karmelem do herbaty,
-gulasz (bez ziemniaków, czy kaszy) z marchewką z groszkiem.
Teraz jeszcze nie wiem, co zjem za jakieś 30 minut, ale dopiero co wróciłam z siłowni, spędziłam 40 minut na bieżni (rozgrzewka, pół godziny biegania, 5 minut chodzenia pod górkę i cool down). 
Dopisałam czas do mojego wyzwania, jutro również zamierzam wybrać się na siłownię. Widzę u siebie spore postępy, jeżeli chodzi o zachowanie rozsądku. Pierwszy raz od dość dawna spałam u babci i jadłam bardzo racjonalne porcje. Mam już konkretny plan na temat jutrzejszej notki, zapewne pojawi się pod wieczór.
A teraz jeszcze wspomnę o małym, ale ważnym suplemencie diety. 
Ostatnio odczuwam bóle mięśni, ale nie są to typowe zakwasy, bardziej czuję, jak gdyby miał mnie złapać za kilka sekund skurcz. Wiedziałam że w takich sytuacjach powinno brać się magnez. Poszłam do apteki i pani doradziła mi Mg+witamina B6. Wg producenta powinna go zażywać osoba, która między innymi podejmuje zwiększony wysiłek fizyczny. Najśmieszniejsze jest to, że tydzień temu byłam na dyskotece w butach na wysokich koturnach i właśnie od tego czasu mam takie problemy :). W ostatni piątek też poszłam potańczyć i skończyło się tym, że jest jeszcze gorzej - wniosek? Na imprezie bardziej męczę swój organizm niż na siłowni! To się może wydawać śmieszne, ale uwielbiam tańczyć, robię to bardzo intensywnie. Na siłownię idę maksymalnie na dwie godziny, a na imprezie tańczę przez 5 godzin z przerwą tylko na toaletę.
Jakie będzie działanie magnezu, opiszę w kolejnych notkach. Mam tylko nadzieję, że tak jak pisze na opakowaniu jest to magnes wysoko przyswajalny. Cena mojego opakowania to 9.99 i jest to koszt 60 tabletek, czyli zapasy na dwa miesiące.Uważam że to fantastyczna cena, liczę na to, że będę mieć więcej energii.
Pozdrawiam,
D. 

wtorek, 12 lutego 2013

Poniedziałkowy bój o bieżnię :)

Dziś oderwałam się od nudy, która panuje w moim życiu przez to, że rozpoczęła się sesja i większość moich znajomych spędzała cały dzień z nosem w książkach. Od samego rana wybyłam z domu, odwiedziłam stare liceum, przyjaciółkę, babcię, byłam na zakupach i na koniec aktywnego dnia wybrałam się na siłownię. Straciłam w sumie ponad trzysta kalorii, ale moim największym sukcesem był fakt, że aktywnie rozpoczęłam moje czwarte wyzwanie. Spędziłam około 35-40  minut na bieżni, ale do czasu wyzwania dodaję sobie tylko 25. Z początku rozgrzewka, później równo 20 minut biegu, dziesięciominutowy gotowy program na bieżni (różne tempo, dlatego dodaję za to pięć minut biegu) i chodzenie pod górkę jeszcze przez kilka minut. Oprócz tego ćwiczyłam na orbitreku i rowerku poziomym. 
W ciągu dnia byłam w biegu. Czekając na autobus kupowałam chusteczki higieniczne i zauważyłam na wystawie nowy numer Shape'a. Kupiłam go, a kiedy dostałam egzemplarz do ręki, to okazało się że dodatkiem jest płyta Ewy Chodakowskiej. 

W ogóle nie planowałam tego zakupu, ponieważ jestem osobą bardzo leniwą i byłam pewna, że i tak nie będę z nią ćwiczyć. Pamiętam też kasety VHS mojej mamy z tą uroczą panią z okładki i jej słomiany zapał. ALE mam to będę korzystać! Nie ma bata! Na opakowaniu pisze, że można ćwiczyć maksymalnie trzy razy w tygodni - to nie jest wcale dużo! Jedyne co mnie martwi to fakt, że ćwiczenia są przeznaczone dla osób zaawansowanych i wyjdzie szydło z worka na temat mojej kondycji. Nie ma jednak co marudzić, trzeba o siebie zawalczyć i tyle.

Dziś na siłowni przeżyłam mały szok - przez 10 minut czatowałam na orbitreku na wolną bieżnię! Wiedziałam , że nie odpuszczę, bo zrezygnowałam ze stepu na rzecz biegania, ale nie rozumiem dlaczego siłownie są tak oblegane akurat w poniedziałki? Nowy tydzień, nowa siła? Ja staram się ćwiczyć regularnie: poniedziałek, środa i piątek lub sobota, w zależności od planów. Ćwiczenia trzy razy w tygodniu to dla mnie podstawa. 
U mnie w życiu zapowiadają się też spore zmiany. Nie dostałam jeszcze wyników z egzaminów, ale nie zamierzam dłużej czekać. Postanowiłam, że ten kierunek nie jest dla mnie, WIEM JUŻ CO CHCĘ ROBIĆ W ŻYCIU (Panie Boże, dlaczego musiało mi to zająć aż tyle czasu?!). Nie zdradzę jeszcze moich planów, ale w końcu wsłuchałam się w siebie, przeanalizowałam moje zdolności, zainteresowania i doszłam do w pełni satysfakcjonujących mnie wniosków :).
Teraz tylko muszę znaleźć tymczasową pracę (wakacje zamierzam spędzić w USA) i do boju po swoje marzenia! Na rozkręcenie się będę statystować w popularnym polskim serialu. Już dawno nie czułam się tak spokojna i tak szczęśliwa!
Pozdrawiam :)
 

niedziela, 10 lutego 2013

Wyzwanie 4!

Ponieważ jestem strasznie rozleniwiona i przyda mi się pewien rodzaj spięcia, postanowiłam wyznaczyć sobie kolejne zadanie :). Posiłkując się Waszymi komentarzami, wybrałam popularny rodzaj aktywności - bieganie. Tym razem będzie trudniej niż z wyzwaniem hula hop, ponieważ koło do kręcenia mam schowane w pokoju, zabranie się do ćwiczenia było kwestią kilku sekund. Teraz muszę się przygotować na to, że będę spędzać więcej czasu na siłowni! Nie mam w domu bieżni, wiem też, że nie zmotywuję się do biegania na mrozie, więc nawet nie próbuję. Jest też mały odnośnik do poprzedniego zadania, czyli czas (600 minut). Z początku chciałam ustawić dystans kilometrowy, ale nie wiedziałam ile km dziennie jestem w stanie przebiec (teraz zwrócę na to większą uwagę) i nie chciałam sobie stawiać zadań niewykonalnych. 600 minut może się wydawać krótkim czasem jak na ponad miesięczne wyzwanie, ale staram się mierzyć siły na możliwości  ,pamiętam o tym, że chodzę też na inne ćwiczenia i nie chcę się zniechęcić do biegu :) Dlatego jutro zaczynam, a kończę pierwszego dnia astronomicznej wiosny. Trzymajcie kciuki, a chętnych zapraszam do wspólnego biegania!


piątek, 8 lutego 2013

Dziennik

Jak Wam minął tłusty czwartek? Ja od rana denerwowałam się egzaminem. O 12:50 wychodziłam z domu na autobus i mama zawołała do mnie w drzwiach: "Nie jadłaś śniadania!". Racja! Kompletnie zapomniałam :) . To bardzo, bardzo źle, ale od razu poleciałam do piekarni. Właśnie wtedy mi się przypomniało, że jest tłusty czwartek. Kupiłam jedynego pączka, który był dostępny - z adwokatem. Zjadłam tylko tą część bez nadzienia, ponieważ nie lubię akurat tego rodzaju pączków. Pod wieczór umówiłam się z moimi kochanymi dziewczętami na gorącą czekoladę u Wedla. Mmmniam! Biała czekolada z malinami bez żadnych wyrzutów sumienia. Na dodatek jak zobaczyłam moją okrojoną porcję, to już w ogóle nie przejmowałam się kaloriami. Wieczorem pokręciłam 15 minut hula hop. Nie potrafiłam się zmusić do dłuższego kręcenia. Trochę mi zbrzydło moje koło, przez moje ostatnie wyzwanie. Powoli rozglądam się za nowym, z pewnością będzie to jakieś wyzwanie sportowe, nie dotyczące diety. Macie jakieś propozycje? 
Pozdrawiam :)

środa, 6 lutego 2013

Wracam na dobry tor!

Dopiero co wróciłam do domu z siłowni. Wydaje mi się, że znowu jestem na dobrej drodze jeżeli chodzi o sport :). W poniedziałek byłam na stepie, ćwiczyło mi się fantastycznie! Mam coraz silniejsze mięśnie brzucha, moja kondycja i zdolność do zapamiętywania układów jest dużo lepsza. 
Dziś wstałam i z niecierpliwością czekałam, kiedy na stronie pojawią się wyniki egzaminu. Odkąd zobaczyłam wyniki nie mogę przestać płakać (mamy prawie 23...). Odpowiedziałam dobrze na 6 pytań. Zdawało się od 7... Na dodatek były punkty ujemne za złą odpowiedź. A poprawka? No cóż,  to właśnie była poprawka.  Pochlipywałam sobie cały dzień, aż w końcu o 20:15 stanęłam na sali w fitness klubie i przez najbliższe 45 minut nie było mi w głowie myśleć o uczelni. Na zajęciach TRX głównie wzmacnia się mięśnie, chociaż trenerka uprzedziła nas, że w przyszłym tygodniu będzie trening wydajnościowy i trzeba się przyszykować na mocniejsze tempo. Właśnie kończę dopijać mleko z miodem, pójdę się umyć i spać. Jestem psychicznie wykończona, jutro egzamin, od którego zależy czy zdam, czy też nie na kolejny semestr. Nie wiem co się ze mną dzieje, mam wrażenie że już wchodząc na salę egzaminacyjną wiem że nie zdam i nie potrafię zawalczyć o siebie. Potrzebuję jakiegoś kopa! 
Co się stanie, jeżeli nie zdam? Nic. Już dwa miesiące po rozpoczęciu nauki wiedziałam, że ten kierunek nie jest dla mnie. Mam artystyczną duszę i nie wiem, jak mogę ten fakt wykorzystać zawodowo w mojej przyszłości. Robienie garnków z gliny, malowanie ich i sprzedawanie na chodniku nie wchodzi w grę... Pozostaje mi wziąć się do roboty, a co  tego wyjdzie okaże się niebawem. Nie ważne co by nie było, na pewno Was o tym poinformuję.
Dodam tylko że na jutro szykują mi się mega zakwasy. Już czuję że ręce latają mi w nienaturalny sposób. Wreszcie wzmacniam swoje ręce, bo jest to chyba mój najsłabszy punkt. Trzymajcie się ciepło, bo powracają mrozy! 

niedziela, 3 lutego 2013

Przed i w trakcie :)

Dlaczego napisałam w trakcie, a nie po? Ponieważ moja droga jeszcze się nie zakończyła i zamierzam zrzucić jeszcze kilka kilogramów. Postanowiłam jednak dodać zdjęcie z chwili kiedy ważyłam najwięcej (już się chyba z tym pogodziłam), a także jak wyglądam dziś - wcześniej już zamieszczałam te zdjęcia mojej sylwetki, ale nie dysponuję teraz lepszymi.  Proszę bardzo, ja teraz i trzy lata temu :)






Oczywiście na pierwszym zdjęciu próbowałam zakryć swoje niedoskonałości (chyba nie wyszło ;- ), ale spójrzcie na te łydki i uda! Na tych zdjęciach jest różnica około 10 kg. Moja koleżanka zauważyła jednak, że jak tyję, to dzieje się to równomiernie i w miarę proporcjonalnie, jednak dla mnie jest to marne pocieszenie :)



sobota, 2 lutego 2013

Koniec wyzwania 3!

Zasiadam przed komputerem, otwieram kalendarz... Wstyd i hańba! Oto co mi się nasuwa patrząc w moje notatki z kalendarza, lub ich brak. Zacznijmy od początku.
Rozpoczęłam wyzwanie i 3 stycznia zaczęłam dokładnie zapisywać swoją dzienną dietę. Notowałam WSZYSTKO aż do 21 stycznia, czyli trzymałam się nie całe trzy tygodnie. Podczas tego okresu bardzo starannie pilnowałam się, jeżeli chodzi o ćwiczenia, picie herbaty i zapisywanie ilości wypitej kawy. W międzyczasie zaczął się tworzyć bałagan na uczelni. Przez pierwszy tydzień ciągłych kolokwiów znajdowałam czas na regularne treningi - kosztem nauki oczywiście. Doszła jedna poprawka, kolejna... Zrezygnowałam z planu i zaczęłam siedzieć nad książkami. Czy to się opłaciło? Nie wiem, czekają mnie jeszcze trzy egzaminy na uczelni. Ciągle płaczę, mam napady złego humoru, rzucam się na słodycze i jedzenie. Mówiąc szczerze: jest źle. Nie przytyłam jeszcze, wciąż chodzę dwa razy w tygodniu do Fitness Academy, ale tylko tyle. Nie tyję i to jest najważniejsze, ale tylko czekam aż nagle zobaczę, że centymetr wskazuje zbyt wiele centymetrów. Wybaczcie mi jeszcze nieobecność do końca przyszłego tygodnia, a potem ruszam z kopyta! Nowe wyzwania, nowe oczekiwania. Zbliża się wiosna, a to oznacza letnie ubrania i wiem, że w tym roku będę się czuła zupełnie inaczej, kiedy się w nie ubiorę. Mama często powtarza mi, że już dawano tak dobrze nie wyglądałam w ciuchach. Cieszę się z tego bardzo! Przejdźmy jednak do punktów mojego wyzwania:
  • nie będę słodziła herbaty - WYKONANE;
  • będę wypijała jeden kubek zielonej herbaty i jeden kubek innej, dowolnej herbaty - WYKONYWANE W OKRESIE 3-21.01;
  • będę słodziła kawę jedną, płaską łyżeczką cukru (do kawy niestety nie potrafię sobie odmówić małej słodyczy) i nie będę piła jej więcej niż jeden kubek dziennie - WYKONANE;
  • słodycze mogę jeść co trzy dni, tylko w rozsądnych ilościach, daty będę starannie zapisywać w kalendarzu - ZUPEŁNA PORAŻKA;
  • będę sobie gotowała normalny obiad - WYKONANE (OBIADY NIE ZAWSZE BYŁY WYKONYWANE PRZEZE MNIE, ALE BYŁ TO PIERWSZY MIESIĄC OD NIE WIEM JAK DAWNA, KIEDY DZIEŃ W DZIEŃ MIAŁAM W DOMU NORMALNY OBIAD. NIEZASTĄPIONYM WSPARCIEM BYŁA MAMA).
Życzę Wam sinej woli, a już całkiem niedługo dodam moje zdjęcia "przed i po" - moja największa waga i to, jak teraz wyglądam :)