środa, 12 grudnia 2012
Uda się/ nie uda?
Kilka dni temu mama powiedziała, że to niemożliwe żebym tyle ćwiczyła i nic nie chudła. Uprzedziłam ją, żeby nie patrzyła na brzuch, bo to moja najbardziej irytująca partia ciała. No i doczekałam się. Dzisiaj powiedziała mi, że chyba jestem drobniejsza w ramionach i mam smuklejsze nogi. Byłoby to ogromnym pocieszeniem, zwłaszcza że jest ze mną dzień w dzień i na bank nie widzi żadnych efektów, bo jest do mnie przyzwyczajona. Ja też czuję się mniejsza, nawet psychicznie :).
To bardzo ważne, bo daje motywację do dalszego działania. Na początku studiów zachłysnęłam się wszystkimi szybkimi sposobami na powstrzymanie głodu. Kupowałam to, na co miałam ochotę, jadłam kiedy i ile chciałam (mimo że już posiadałam bloga i miałam postanowienie by się ograniczać). Największy kryzys przypadł na październik, jak zresztą szczerze przyznawałam się w postach. Wydaje mi się, że najgorsze za mną, znalazłam inne rozwiązanie niż chodzenie do centrum handlowego i podążania w stronę bankructwa. Pozostanie na terenie kampusu owocuje tym, że mam czas na naukę, na zjedzenie śniadania które przyniosłam z domu i ogranicza kupowanie przekąsek, bo specjalnie nie przesiaduję w bufecie, tylko w innym budynku.
Z pewnością wróciłam do wagi jaką miałam 1 października, teraz mogę spokojnie kontynuować mój powolny proces. Nie wyznaczam sobie jeszcze celów wagowych, bo to nie ma dla mnie znaczenia. Najważniejsze dla mnie jest chodzenie na siłownię i zajęcia sportowe. Dzisiaj jestem już wykończona. Po szkole rodzinne spotkanie, a potem dwie godziny na siłowni.
- Tańce (zastępstwo, poziom zbyt niski jak dla mnie, dodatkowo mała intensywność ćwiczeń, nie jestem zadowolona).
- Bieżnia. Biegałam tylko piętnaście minut, ale mam świadomość że spalałam tłuszcz. Po pierwsze byłam rozgrzana i rozruszana po 55 minutach zajęć tanecznych, a dodatkowo czułam ciepło w okolicach talii.
- Rower poziomy. To była największa niespodzianka dzisiejszego dnia. Mama powiedziała że na niego idzie, więc ja zgapiłam, a że na moim modelu leżały gazetki, to zaczęłam czytać. Nie wiem kiedy zleciało 30 minut, ale wiem że bolą mnie teraz nogi.
- Urządzenie do rozciągania. Dzisiaj pierwszy raz z niego skorzystałam, bo najnormalniej w świecie nie wiedziałam do czego służy. Zobaczyłam innych ludzi którzy z tego korzystają i starałam się powtórzyć niektóre ćwiczenia. Kiedyś poświęcę tej maszynie więcej czasu, bo w wielkiej księdze jest mnóstwo ćwiczeń które można zastosować by rozciągać właściwie wszystkie partie ciała.
Na uczelni w porządku, dzisiaj się okazało że zdałam kolejne dwa testy, co oznacza że póki co nie zdaję tylko fizyki, co mnie jakoś bardzo nie dziwi... Bardzo się postaram, aby jakoś przez to przebrnąć. Nie muszę mieć piątki, ale chcę ZDAĆ. Ale żeby to osiągnąć, to będę musiała bardzo ciężko popracować... Do sesji już tak niemało czasu. Mój kierunek jest trudny, naprawdę. Sama nie wiem co mnie pokusiło. A mogłam iść na kurs kosmetyczki, robić to co lubię nie męcząc się zbytnio. Żal mi samej siebie, nadmiar ambicji i zbytni przyrost wiary w siebie. No ale jakoś to będzie, idę spać bo wychodzę na pesymistkę, a ja zawsze staram się szukać tej dobrej strony świata. Trzymajcie się zdrowo, bo już niedaleko święta i... 12 dni wolnego! :) Muszę się skupić na ćwiczeniach i nauce, bo jeżeli ma się mi coś udać, to to są jedyne dwie rzeczy na których mi teraz zależy.
D.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz