niedziela, 30 grudnia 2012

Wyzwanie pierwsze - zakończone!

Pierwsze wyzwanie które sobie postawiłam było podzielone na dwa etapy. O zakończeniu części odnośnie słodyczy pisałam tutaj. Druga część postanowienia dotyczyła alkoholu :) Tak jak obiecałam nie piłam od 3 grudnia (właściwie to nawet trochę dłużej, ale nie liczę czasu sprzed wyzwania ;-). Nie było to ciężkie, szczerze mówiąc nie czułam żadnej presji. Jutro jest Sylwester i na bank nie będę sobie niczego żałować! Mam już w domu gotowe zakupy do przyrządzenia Cosmopolitan'a i mam też wszystko co niezbędne do picia Tequili. Czuję się już w pełni gotowa na Nowy Rok.
Dziś jeszcze w ogóle nie ćwiczyłam, ponieważ nie miałam czasu, a szkoda, bo może rozruszałabym moje zakwasy. Bolą mnie uda, siedzenie i ręce. To oznacza, że wczoraj ruszyłam nowe mięśnie i właśnie teraz mi się rozbudowują :). Jestem bardzo, bardzo zadowolona, lubię mój klub fitness. Chyba właśnie tego życzę Wam w Nowym Roku! Żebyście spędzali czas w miejscach i z ludźmi, których lubicie. Dzisiaj S. poinformowała mnie, że ma już swoją kartę Benefit i będzie mogła chodzić ze mną na zajęcia. Cieszę się, że będziemy mogły razem chodzić bo wiadomo, że w kupie zawsze raźniej :)
Dzisiaj w końcu poszperałam w ustawieniach mojego aparatu i zrobiłam zdjęcia moich butów, które zakładam na treningi. Czarne adidasy mają już dwa lata i nie są przeznaczone do fitnessu, ale do normalnego biegania po ulicy. O butach firmy Nike pisałam niedawno, to właśnie je wybrałam na butach z działu fitness. Kiedy ćwiczę nie czuję pomiędzy nimi żadnej różnicy. Jedne i drugie są bardzo wygodne, ale może ja się po prostu nie znam? Jest to bardzo prawdopodobne, ponieważ ćwiczę od niedawna, ale z pewnością wiem kiedy jest mi wygodnie, a kiedy nie. Dla zdrowia moich kolan mam też specjalnie zakupione wkładki pod pięty, bardzo je lubię, ponieważ naprawdę działają! Kupiłam je na wakacjach w 2009 roku i wydałam na nie chyba 40€. 








Zawartość tłuszczu w organizmie

Obliczyłam sobie przybliżoną ilość tkanki tłuszczowej w moim organizmie. Zdaję sobie sprawę, że wynik może być podany tylko w przybliżeniu, ale mimo wszystko nie mieszczę się w normie. Mój wynik to 30%. Norma dla mojego wieku (20 lat) to 21-26 %. Strasznie to głupie, nie wiem po co to obliczałam, chyba po to żeby się dobić. Byłam dzisiaj (a już właściwie wczoraj, bo jest kilka minut po północy) na zajęciach TRX, później spędziłam jeszcze 30 minut w strefie cardio. Naprawdę się staram i ćwiczę, już nawet szykuję film na wieczorną dawkę HH i co? No pewnie, że widzę efekty. Dzisiaj przymierzyłam bluzkę, którą w pośpiechu kupiłam przymałą. Dziś bez problemu się w nią zapięłam i mogłabym ją zacząć dumnie nosić, ale chyba jeszcze nie chcę. Wolę jeszcze zmniejszyć obwód w pasie, bo nie chcę się stresować czy coś mi wypływa jak usiądę, czy jak się zapomnę i przez chwilę nie będę wciągać brzucha.
Miałam opisać jak się spisują moje nowe buty? Dzisiaj już bardzo dobrze, ale na pierwszym treningu były ciasnawe i trzeba je było rozbić. Jestem bardzo zadowolona z zakupu, mam teraz dwie pary adidasów na zmianę, to pomaga zachować lepszą higienę, kiedy się często ćwiczy. Jestem przewrażliwiona, jeżeli chodzi o buty. Ostatnio kobieta ściągnęła buty po tańcach i mój nos zarządził ewakuację. Nie chcę dopuścić do takiej sytuacji, uważam że jestem kobietą i muszę o siebie dbać. Tak samo dzisiaj na zajęciach stałam koło pana, który dał z siebie wszystko. Rozumiem to i szanuję, ale może czas pomyśleć o skuteczniejszym antyperspirancie? Ludzie mnie czasem dołują, fitness club to miejsce gdzie każdy się poci i ten fakt mi nie przeszkadza, wręcz czuję większą motywację, ale są rzeczy które skutecznie odpychają :)
Kończę moje bredzenie, mam nadzieję że Wy też interesujecie się swoją higieną :D. Trzymajcie się!

sobota, 29 grudnia 2012

TRX

Dziś kręciłam 30 minut HH, nasmarowałam brzuch kremem ujędrniającym i czekam na efekty :) Na dziś przewidziałam sobie ciekawy trening, a przede wszystkim NOWY! Idę na zajęcia TRX, zamieszczam opis zajęć ze strony Fitness Academy, a wieczorem może dodam mały edit, żeby powiedzieć Wam jak było.


TRX TRENING
Doskonały trening dla każdego z użyciem specjalnych taśm podwieszonych do sufitu. System lin TRX został stworzony na potrzeby US Navy SEALS, elitarnej jednostki wojskowej USA. Jest rewolucyjną metodą wykonywania ćwiczeń wykorzystując opór własnego ciała oraz grawitację.

Trening na taśmach TRX podwieszonych pod sufit to metoda wykorzystująca obciążenie własnego ciała. Pozwala bezpiecznie wykonywać setki różnorodnych treningów, które budują siłę, elastyczność, równowagę, mobilności, a także skutecznie zapobiegają urazom. TRX wykorzystuje twoją masę ciała i grawitację aby stworzyć opór podczas ćwiczeń. To wszystko czego potrzebujesz - TRX i twoje ciało - nie są wymagane dodatkowe obciążenia. Trening w zawieszeniu poprawiając równowagę mięśni, stabilność stawów, dając mobilność i wzmacniając mięśnie brzucha jest bardzo pomocny w uprawianiu wielu dyscyplin sportu.

Poprawia również postawę i zapobiega obrażeniom, buduje siłę, wytrzymałość oraz elastyczność mięśni. Specjalnie dobrane ćwiczenia kształtują równowagę ciała oraz jego mobilność.

czwartek, 27 grudnia 2012

Nike WMNS AIR MUSIO

Dzisiaj dokonałam zakupu butów przeznaczonych szczególnie do treningu fitness. Postawiłam na firmę Nike, zamieszczam zdjęcia mojego modelu, ale te zdjęcia nie są mojego autorstwa. Okazało się, że był mały problem z dobraniem mi butów, ponieważ modele które mnie interesowały są produkowane przeważnie od numeru 38, a ja mam małe 37. Kiedy jednak przymierzyłam je na nogi okazały się bardzo wygodne, mają system Air. Ich cholewka jest wykonana ze skóry, a wnętrze z materiału syntetycznego. Wypróbuję je dzisiaj, ponieważ mam w planie iść na dwie godziny na siłownię, zobaczę jak się spiszą :)




wtorek, 25 grudnia 2012

Relacja ze Świąt

Nie będę opisywać co jadłam wczoraj i dzisiaj, nie chcę się dołować, ale... Spędziłam super czas z rodziną i przyjaciółmi mamy! Dostałam naprawdę trafione prezenty (prosiłam żeby nikt mi nie dawał pieniędzy, wolałam konkretne rzeczy, trochę podpowiedziałam bliskim czego potrzebuję ;-). Wciąż nie do końca czuję magię tych świąt. Jest trochę tak, jakby był weekend, ponieważ my bardzo często jadamy razem, odwiedzamy babcię i jeździmy do znajomych. Jedyna różnica to fakt, że było trochę więcej jedzenia i upominki. Starałam się bardzo, żeby jeść chociaż troszeczkę mniej niż rok temu. Dokładnie przed zeszłoroczną Wigilią ważyłam 62 kilo, wyglądałam już całkiem nieźle i byłam na etapie chudnięcia, ale przez przerwę świąteczną mi odbiło i zaczęłam tyć. Już wtedy przybrało mi się dwa, trzy kilo i nic z tym nie robiłam. Teraz wzięłam się za siebie ponownie przed świętami, ale wiem jakie czyha na mnie niebezpieczeństwo, więc się pilnuję. 
Dziś wieczorem zmierzyłam się, mam taki sam obwód brzucha jak przy ostatnim mierzeniu, więc jest OK. Wczoraj nic nie ćwiczyłam, ale dzisiaj kręciłam hula hop. Zaczęłam mniej więcej o 22:25, a skończyłam o 23:35, ale do mojego wyzwania dopisałam tylko 55 minut, ponieważ w międzyczasie kręciłam się, poszłam do drugiego pokoju po psa, włączałam sobie "Plotkarę" i "Schudnij z Jillian". Nie chcę oszukiwać, więc wolę wpisać mniej minut, niż więcej. To wyjdzie na lepsze mojej talii. Mama powiedziała, że z tyłu mam bardzo ładnie zarysowaną talię. Nie wierzyłam, więc porwałam lusterko i oglądałam się, jak wyglądam z tyłu. Jest coraz lepiej! Mam zamiar pójść w miarę wcześnie spać, wstać po 9 i na 10:30 być na siłowni. Nie wiem czy się uda, bo mamy dość napięty dzień jeżeli chodzi o wizyty, ale może uda mi się zwlec z łóżka trochę wcześniej. Jeżeli nie to trudno, też nie będę płakać, w końcu to jest jeszcze drugi dzień Świąt i nikt nie powinien być w pracy, tylko z bliskimi w domu, a już na pewno nie powinien siedzieć na recepcji w siłowni, gdzie jacyś psychole (w tym ja) chcą spalić wigilijnego karpia :)
A czy Wy byliście grzeczni w tym roku? :)

niedziela, 23 grudnia 2012

Świąteczny chaos.

Świąteczny chaos, ale w mojej głowie. Muszę popakować prezenty, zdecydować w co się ubiorę, rozplanować o której muszę wstać żeby pomóc trochę przy Wigilii i zdążyć się wyszykować. Zastanawiam się, jak przeżyć święta nie myśląc ciągle o jedzeniu i nadprogramowych kilogramach. Chyba po prostu muszę się troszeczkę wyluzować. Święta są raz w roku, a siłownia to na chwilę obecną jest opcja nieograniczona. Mogę tam wejść o 8 rano (o ile już jest otwarta) i wyjść późnym wieczorem. Jutro, w Wigilię Bożego Narodzenia, będę normalnie jadła nie przejmując się niczym. Wieczorem pokręcę hula hop. W drugi dzień świąt jest już otwarta siłownia, dlatego będę mogła więcej poćwiczyć w tym tygodniu niż zwykle, bo nie ograniczają mnie żadne obowiązki. Teraz padam ze zmęczenia. Sama nie wiem dlaczego, w końcu nie ćwiczyłam jakoś dużo bardziej intensywnie niż zwykle.
- około 20 minut na bieżni (15 minut biegałam 8,5 km/h, później chodziłam pod kątem 11 stopni przez około 6-7 minut);
- streach station 5 minut;
- orbitrek 25 minut,
- hula hop 15 minut (dłużej nie mogłam, bo zaczynała mnie już boleć głowa).
Mam nadzieję, że w czasie tej przerwy zregeneruję siły. Tego też życzę Wam wszystkim, aby dzięki świętom nabrać trochę oddechu i się wyluzować. Wesołych świąt Kochani, dzięki za tak miłe komentarze i za to że się do mnie dołączyliście! :)

piątek, 21 grudnia 2012

Wyzwanie drugie.

Do sesji pozostało 35 dni. Wiem, że prędko zleci, dlatego postawiłam sobie nowe wyzwanie! Będę kręcić i (mam nadzieję ;-) wykręcę 600 minut w ciągu tego okresu. Długo się zastanawiałam nad wyzwaniem, a ponieważ codziennie staram się ćwiczyć na hula hop, to zdecydowałam się właśnie na takie. Nie stawiam sobie niewykonalnego zadania, bo każdy mały kroczek bardzo motywuje! :) Zaczynam dzisiaj, będę w miarę na bieżąco zdawać relacje. Zaczynam dziś, kończę 25.01 ( o ile dzisiaj jeszcze się nie skończy świat :).
Na początek wykręciłam 25 minut, zostało 575.
Dzięki, że jest Was, Czytelników bloga, coraz więcej. To jest chyba największą dla mnie motywacją! Muszę uzupełnić linki, więc chętnie przejrzę Wasze propozycje w komentarzach.
Anonimowa.

środa, 19 grudnia 2012

Zdjęcia

Dziś dodaję zdjęcia i nowe wymiary :) Jutro kiedy będę bardziej żywa dodam nową ramkę z wymiarami, tak jak robiłam to 19 września i 29 listopada. Nie mam wagi, więc się nie ważyłam, ale może to dobrze? Zdjęcia nieumiejętnie powycinane, ponieważ chciałam zasłonić jak wygląda mój pokój, bo duża część odbiła się w lustrze.
Wymiary [cm]:
klatka: 91 (nie chciało mi się wierzyć, sprawdzałam trzy razy. Bardzo, bardzo, bardzo dobrze!)   -5 cm
pas: 80 (mierzone w pępku, po całym dniu)     -4 cm
biodra: 96    -4 cm.




Jak widzicie, jestem mistrzem obróbki graficznej :)

Aktywność na dziś:
  • zajęcia z rozciągania 55 minut
  • ABT 55 minut
  • hula hop 25 minut
Chyba się uzależniam od ćwiczeń, sprawiają że się lepiej czuję, ale wieczorem ledwo się doczłapię do łóżka.
Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i za to że mnie śledzicie, to BARDZO motywuje :)

wtorek, 18 grudnia 2012

Kolejny dzień zmagań

Aktywność na dziś:

  • hula hop 25 minut,
  • tańce 60 minut,
  • rozciąganie na streach station 10 minut.

Co zjadłam? (źle, źle, źle!)

  • 3 kromki chleba z dynią, pół na pół twarożek i pasztet, do tego ogórek kiszony i zielona herbata (rozdzielone na pierwsze i drugie śniadanie),
  • Tortilla (no właśnie mówiłam, że źle, ale tak się kończą późne powroty do domu),
  • Kawałek piersi kurczaka, dwie łyżki ziemniaków (a może nawet trzy?!) i surówka,
  • batonik (pewnie nie) dietetyczny,
  • 3 kromki chleba 20 kcal z twarożkiem i dwa plasterki sera żółtego.

Starałam się aby do każdego dania były jakieś warzywa (tylko nie do kolacji, bo na wieczór nie powinno się jeść warzyw). Kiedy wracam z siłowni to wiem, że już nie powinnam jeść, ale przynajmniej się nie głodzę, jem coś lekkiego i pobudzam mój metabolizm do działania. 
Wciąż nie umiem się zmotywować do lepszej diety, a idą święta, więc może być nawet jeszcze gorzej :(
Jutro świąteczna czekolada z moimi kochanymi dziewczętami, ale wypijemy ją za naszą przyjaźń, więc sobie nie odmówię! Dzięki S.! Dzięki B.! Bardzo mnie teraz wspieracie! :)

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Dlaczego chcę być fit?

Ostatnio w sieci można znaleźć wiele blogów, artykułów i profesjonalnych stron internetowych poświęconych odchudzaniu, zdrowemu trybowi życia, byciu fit. Jakie są MOJE prywatne powody, aby walczyć z samą sobą i spróbować coś w sobie zmienić?
Jako dziecko byłam ciamajdą, zresztą nawet w liceum na lekcjach wychowania fizycznego nie mogłam pochwalić się super kondycją, sprawnością, czy grą w siatkę. W podstawówce nie umiałam przeskoczyć przez kozła, szybko odpadałam w grze w zbijaka, nic mi nie wychodziło. Nie chcę tak dłużej, chcę być pewna siebie, chcę być fit.
Kto nie zna tego scenariusza? Wakacje, plaża, piłka. Chcesz poodbijać z resztą grupy znajomych, może nawet popisać się przed fajnym znajomym, ale wstydzisz się, bo wiesz że piłki nie odpijesz, a kiedy podskoczysz lub podbiegniesz Twoje ciało będzie się trzęsło niczym galareta. Ja już tak dłużej nie chcę. Nie chcę kolejnych wakacji, kiedy wstydzę się ściągnąć sukienkę, pod którą jest tylko moje bikini.
Na chwilę obecną, czy chcę czy też nie, nie mam wyjścia. Szkoda mi pieniędzy które trzeba wydać na mój karnet, więc będę ćwiczyć. Widzę same plusy. Nie zacznę walki o moje marzenie na miesiąc przed wakacjami, bo zaczęłam 12 listopada, kiedy podpisałam umowę w Fitness Academy. I chyba właśnie w tym tkwi sukces. Zawsze mi się wydawało, że zima to czas kiedy powinnam schować swoje niedoskonałości pod grubym swetrem, mogę się bezkarnie obżerać, nie myśleć o tym jak wyglądam. Teraz dochodzę do wniosku, że jest to czas, kiedy mogę się wyciszyć i zacząć myśleć o sobie, jak być lepszą wersją siebie? Mamy całe życie aby móc się doskonalić, ja zaczęłam już jakiś czas temu. Idzie mi coraz lepiej, ale nie mam na myśli tylko i wyłącznie, aby być fit. Myślę o takim codziennym życiu, kiedy nie odkładam rzeczy na później, regularnie sprzątam i golę nogi :)
Denerwuję mnie gdy oglądam film, a główna bohaterka ma niezapowiedzianych gości lub jakąś intymną niespodziankę i zawsze jest gotowa w 100 % . Mieszkanie posprzątane, lodówka zawalona, dobry trunek w barku, ciało jak po wyjściu od kosmetyczki. Często też wstaje w pełnym makijażu (nierozmazana!) i ułożonej fryzurze. Kto by tak nie chciał? No dobrze, zgoda. Czasem fajnie zaszyć się pod kołdrą, ale na co dzień dobry wygląd wymaga czasu, a żyjemy w czasach gdzie dobry wygląd to podstawa, a czas to pieniądz. Chcę dążyć do perfekcji, ale nie pomimo wszytko i za wszelką cenę. Nie wydam ostatniej złotówki na nowy puder, ani nie spóźnię się na zajęcia bo nie uczesałam włosów.
Dlaczego chcę być fit?
Bo pragnę być jak najdłużej zdrowa! Nie chcę mieć problemów ze wstaniem gdy będę już stara i pomarszczona, nie chcę być typową Polską narzekającą babcią! O nie :) Chcę być Amerykańską babcią z łódką, którą mogłabym pływać latem i domkiem w górach, gdzie będę mogła chodzić na długie spacery i podziwiać widoki. Dzięki aktywności fizycznej można żyć zdrowiej, dłużej i godniej. Tego wszystkiego właśnie chcę.
Chcę też, aby inne osoby patrzyły się na mnie i zastanawiały się, co takiego robię aby mieć taką sylwetkę. Marzę by pójść na dyskotekę w obcisłej sukience nie myśląc o tym czy nie wypada mi jakiś wałeczek.

Czy to jest próżność?


Nie wiem, pewnie tak, ale wiecie co? Mało mnie to obchodzi. Chcę się czuć piękna, bo to mnie uszczęśliwia. Bycie fit daje powera, bo wyglądamy na zdrowsze i szczęśliwsze osoby i możemy oddawać tą energię dalej w świat. 
Co takiego zrobiłam dla siebie dzisiaj?
- Zajęcia ze stepu 55 minut. 
- Bieganie ze stałą prędkością 8,5 km/h przez 25 minut.
- Rowerek 15 minut.

A co Ty zrobiłeś/ zrobiłaś dzisiaj dla siebie?

:)

niedziela, 16 grudnia 2012

Wyzwanie 1, czyli jak mi poszło?

I dobrze, i źle. Dobrze, bo się trzymałam dzielnie. Źle, bo o dwa dni za krótko. Miałam dość, wyzwanie trwało do dzisiaj, ale w domu od piątku do soboty (ostatni goście wyszli o 23) byli goście i trzeba ich było ugościć, a B. przywiozła jeszcze ciasto... Trochę nawaliłam, wiem. Z drugiej strony nie pamiętam, kiedy ostatni raz nie jadłam słodyczy przez całe 12 DNI! Jak dla mnie, osoby uzależnionej, to olbrzymi sukces! Alkoholu wciąż nie tknęłam, ale to wcale nie było takie trudne, skoro zamiast imprezować topię się w książkach. W ten weekend sobie odpuściłam, nie chciałam sobie zaprzątać głowy nauką, zwłaszcza że to pierwszy tydzień od bardzo dawna kiedy nie mam żadnego testu. Studia dają mi w kość, tłumaczę sobie że to pierwszy rok i to dlatego. W końcu musi być dobrze, jeżeli wszystko (no oprócz fizyki...) zdam, prawda? :) Dzisiaj zamiast kręcić hula hop i wybrać się na siłownie to sprzątałam w domu. Może nie była to największa aktywność na świecie, ale odkurzanie i mycie podłogi na kolanach to też jakiś wysiłek.
W piątek byłam na łyżwach, za tydzień idę znowu, ale tym razem od razu po czyszczeniu lodu. Jest to super czas spędzany z przyjaciółką, dodatkowo mam swoje łyżwy, które kupiłam przed wypadem na lodowisko w  niecałe piętnaście minut, ale jestem bardzo zadowolona. Jak dla mnie bomba!
A Wy jakie macie pomysły na urozmaicenie zimowych popołudni?

czwartek, 13 grudnia 2012

Motywacje!

Dziś spędziłam sporo czasu na szukaniu motywujących zdjęć i myślę, że znalazłam kilka naprawdę mocnych. Spokojnie, przed komputerem usiadłam dopiero wtedy, gdy skończyłam kręcić hula hop, a kręciłam godzinę :)




















środa, 12 grudnia 2012

Uda się/ nie uda?


Kilka dni temu mama powiedziała, że to niemożliwe żebym tyle ćwiczyła i nic nie chudła. Uprzedziłam ją, żeby nie patrzyła na brzuch, bo to moja najbardziej irytująca partia ciała. No i doczekałam się. Dzisiaj powiedziała mi, że chyba jestem drobniejsza w ramionach i mam smuklejsze nogi. Byłoby to ogromnym pocieszeniem, zwłaszcza że jest ze mną dzień w dzień i na bank nie widzi żadnych efektów, bo jest do mnie przyzwyczajona.  Ja też czuję się mniejsza, nawet psychicznie :).
To bardzo ważne, bo daje motywację do dalszego działania. Na początku studiów zachłysnęłam się wszystkimi szybkimi sposobami na powstrzymanie głodu. Kupowałam to, na co miałam ochotę, jadłam kiedy i ile chciałam (mimo że już posiadałam bloga i miałam postanowienie by się ograniczać). Największy kryzys przypadł na październik, jak zresztą szczerze przyznawałam się w postach. Wydaje mi się, że najgorsze za mną, znalazłam inne rozwiązanie niż chodzenie do centrum handlowego i podążania w stronę bankructwa. Pozostanie na terenie kampusu owocuje tym, że mam czas na naukę, na zjedzenie śniadania które przyniosłam z domu i ogranicza kupowanie przekąsek, bo specjalnie nie przesiaduję w bufecie, tylko w innym budynku.
Z pewnością wróciłam do wagi jaką miałam 1 października, teraz mogę spokojnie kontynuować mój powolny proces. Nie wyznaczam sobie jeszcze celów wagowych, bo to nie ma dla mnie znaczenia. Najważniejsze dla mnie jest chodzenie na siłownię i zajęcia sportowe. Dzisiaj jestem już wykończona. Po szkole rodzinne spotkanie, a potem dwie godziny na siłowni.
- Tańce (zastępstwo, poziom zbyt niski jak dla mnie, dodatkowo mała intensywność ćwiczeń, nie jestem zadowolona).
- Bieżnia. Biegałam tylko piętnaście minut, ale mam świadomość że spalałam tłuszcz. Po pierwsze byłam rozgrzana i rozruszana po 55 minutach zajęć tanecznych, a dodatkowo czułam ciepło w okolicach talii.
- Rower poziomy. To była największa niespodzianka dzisiejszego dnia. Mama powiedziała że na niego idzie, więc ja zgapiłam, a że na moim modelu leżały gazetki, to zaczęłam czytać. Nie wiem kiedy zleciało 30 minut, ale wiem że bolą mnie teraz nogi.
- Urządzenie do rozciągania. Dzisiaj pierwszy raz z niego skorzystałam, bo najnormalniej w świecie nie wiedziałam do czego służy. Zobaczyłam innych ludzi którzy z tego korzystają i starałam się powtórzyć niektóre ćwiczenia. Kiedyś poświęcę tej maszynie więcej czasu, bo w wielkiej księdze jest mnóstwo ćwiczeń które można zastosować by rozciągać właściwie wszystkie partie ciała.
Na uczelni w porządku, dzisiaj się okazało że zdałam kolejne dwa testy, co oznacza że póki co nie zdaję tylko fizyki, co mnie jakoś bardzo nie dziwi... Bardzo się postaram, aby jakoś przez to przebrnąć. Nie muszę mieć piątki, ale chcę ZDAĆ. Ale żeby to osiągnąć, to będę musiała bardzo ciężko popracować... Do sesji już tak niemało czasu. Mój kierunek jest trudny, naprawdę. Sama nie wiem co mnie pokusiło. A mogłam iść na kurs kosmetyczki, robić to co lubię nie męcząc się zbytnio. Żal mi samej siebie, nadmiar ambicji i zbytni przyrost wiary w siebie. No ale jakoś to będzie, idę spać bo wychodzę na pesymistkę, a ja zawsze staram się szukać tej dobrej strony świata. Trzymajcie się zdrowo, bo już niedaleko święta i... 12 dni wolnego! :) Muszę się skupić na ćwiczeniach i nauce, bo jeżeli ma się mi coś udać, to to są jedyne dwie rzeczy na których mi teraz zależy.
D.

wtorek, 11 grudnia 2012

Latino Dance

Siedzę już pod kołdrą, jest mi cieplutko i sennie, ale nie na tyle, by nie opisać mojej dzisiejszej aktywności! Wybrałam się na zajęcia z tańca, ponieważ na mojej uczelni obowiązywał dzisiaj piątkowy rozkład zajęć i skończyłam dużo wcześniej niż zwykle. Nadmiar czasu przeznaczyłam na Fitness Academy i  oczywiście nie rozczarowałam się :)
Po dziesięciu minutach prowadząca zapytała się gdzie i ile lat trenowałam. Powiedziałam że od trzech lat już nie tańczę, ale wcześniej trenowałam przez cztery lata. Nie dodałam, że przez 8 godzin tygodniowo. Przestałam przez problemy zdrowotne i osobiste. Kiedy wydaje mi się, że już to przebolałam, to wracam na salę treningową, a wieczorem mam ochotę zalać się łzami.
Taniec rozwija wszystko. Pasję, sylwetkę, zaangażowanie, wytrzymałość, wiarę w siebie, emocje. Dance equal love.
Tańczyłyśmy jive'a i odrobinę salsy. Trenerka zapytała się w międzyczasie, czy nie chciałabym do tego wrócić. Oczywiście, że tego pragnę, ale wiem też które marzenia nigdy nie stanął się rzeczywistością. Gdybym chciała dać z siebie wszystko, mogłoby się to skończyć naprawdę poważnymi problemami ze zdrowiem (kolana). Próbowałam przeskoczyć tą granicę, ale się nie dało. Zawsze pamiętam, że zdrowie jest najważniejsze ponad wszystko. Też trzymajcie się tej myśli!












poniedziałek, 10 grudnia 2012

Przepis z gazety

Moim zamiennikiem dla łakoci stała się kawa. Z cukrem i mlekiem, dramat. Jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie to fakt, że aura za oknem mi nie sprzyja i mam ochotę zapaść w sen zimowy.
Dzisiaj miałam plan pójść na step, a potem może jeszcze na bieżnie. Gdy wracałam z uczelni moje auto zasypał śnieg i kiedy podniosłam wycieraczkę, aby wyczyścić przednią szybę to ją niechcący ułamałam. Padał śnieg i było ślisko, więc nie ryzykowałam jazdy na oślep. Na dodatek blisko był komisariat policji i nie uśmiechało mi się płacić mandatu. Wsiadłam w tramwaj i pojechałam na najbliższą stację, tam pan pomógł mi dobrać odpowiedni rozmiar, więc kiedy po godzinie wróciłam do mojego auta inny pan pomógł mi ją zamontować. Ogólnie z dzisiejszej akcji można by było zrobić krótką komedię, ale jestem zbyt wykończona żeby opisywać jak wyszłam na blondynę na stacji i jak niechcący poprosiłam o pomoc pijanych (ten miły pan sam się tak nazwał!) "kiboli" Śląska :).
Najważniejsze że auto jest już sprawne... Na siłownie dojechałam 50 minut spóźniona, na step nie zdążyłam, nie zabrałam też z domu słuchawek, więc nie miałam muzyki. Skończyło się na tym, że przez 25 minut ćwiczyłam na orbitreku i 30 na rowerku. Spaliłam 166 kalorii. Kiedy wróciłam do domu byłam głodna jak wilk, bo przez akcję z samochodem nie miałam jak zjeść, więc pochłonęłam całego, długiego, zielonego ogórka.
Za to rano wypróbowałam przepis z gazety o którym wspominałam wczoraj. Danie lepiej wyglądało niż smakowało, było po prostu przeciętne, bez żadnej rewelacji. Do papryki włożyłam małe pomidorki, mozzarellę, czosnek, polałam oliwą, posypałam pieprzem i ziołami prowansalskimi. Wszystko do piekarnika na 200 stopni aż się przypiecze. Chyba zbyt krótko piekłam, ale nie miałam więcej czasu, bo musiałam biec na uczelnię, poza tym i tak nie pamiętałam ani na ile stopni, ani na jak długo, bo nie mam tej gazety w domu (nazwy czasopisma oczywiście też nie pamiętam...).


niedziela, 9 grudnia 2012

Sprawpzdanie

Ten tydzień był bardzo ciężki, ze względu na dwa kolokwia. Musiałam się uczyć, chodzić na zajęcia, przerejestrować auto, załatwić OC, kupić prezenty na święta, bo część rodziny jutro wyjeżdża i zobaczymy się dopiero w Nowym Roku. Odbiło się to na moich ćwiczeniach fizycznych, ale na szczęście pilnuję się trochę bardziej z dietą i ogólny bilans jest na plus. Na dodatek dzisiaj ktoś wjechał w tył naszego rodzinnego samochodu i straszna strata, bo auto ma dopiero 3 lata i strasznie o nie dbaliśmy.
Jutro upiekę coś zgodnie z przepisu z gazety, którą czytałam będąc u fryzjera i napiszę co o tym sądzę, może nawet dodam jakieś zdjęcia.
Ostatni raz coś słodkiego jadłam dokładnie tydzień temu, w niedzielę. Póki co idzie mi świetnie, po tych 2 tygodniach zastanowię się, czy nie przedłużyć mojego małego wyzwania aż do świąt, czyli termin wynosiłby dokładnie 3 tygodnie. Jutro idę na siłownie, bo już się naprawdę strasznie stęskniłam. Mam nadzieję że wstąpią we mnie jakieś magiczne moce (l-karnityna) i mój trening będzie bardziej wartościowy. Wszystko przede mną. Jeżeli chcę widzieć efekty to muszę się postarać i trochę wypocić.

wtorek, 4 grudnia 2012

L-karnityna

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona ilością komentarzy pod poprzednią notką i moim pierwszym w życiu obserwatorem :). Dzięki WIELKIE! Dajecie mi motywację do działania, bo wiem że będę się musiała wyspowiadać z moich wzlotów i upadków. Dzisiaj dzień drugi bez słodyczy. I wiecie co? Wcale nie było mi ciężko! B. postanowiła że dołączy do mnie i będziemy się wspierać nawzajem, a S. spróbuje przez tydzień i zobaczy, czy dołączy z nami żeby trzymać się bez słodyczy aż do 16.12. Jutro ABT i bieganie na bieżni, a dzisiaj 30 minut hula hop. Dobrze, a nawet bardzo dobrze!

Jakiś czas temu napisałam, że zastanawiam się na spożywaniem L-karnityny jako suplement diety przed ćwiczeniami. Moja decyzja już została podjęta, mam nadzieję że przełożyłam wiedzę encyklopedyczną na ludzki język  :)
Karnityna (lub L-karnityna), jest to organiczny związek chemiczny, który obwicie występuje w mięśniach. Jego synteza ma miejsce w wątrobie, nerkach i mózgu. L-karnityna naturalnie występuje w naszej diecie, dlatego osoby zdrowe, jedzące regularnie mięso nie powinny mieć niedoboru tego składnika. Średnio jemy 20-200 mg karnityny dziennie, gdzie minimalna dawka to ok. 15 mg. Wegetarianie mogą zjadać jej jedynie ok.1 mg, ponieważ głównym jej źródłem jest mięso i przetwory mleczne. Najwięcej tego związku znajdziemy w baraninie, następnie wołowinie, wieprzowinie i rybach,  a owoce i warzywa zawierają tylko śladowe ilości. Jest nazywana substancją witaminopodobną, a niedobór w diecie prowadzi do nadmiernego gromadzenia tkanki tłuszczowej. Jej suplementację zaleca się wegetarianom, osobom uprawiającym sport i tym pracującym fizycznie. Może mieć negatywne skutki uboczne jak bóle brzucha, nudności czy biegunka, ale badania kliniczne wskazują, że jest ogólnie dobrze tolerowana przez organizm ludzki.
L-karnityna, tak jak guarana i zielona herbata mają na celu pobudzić organizm do spalania tłuszczu, ale l-karnityna zaczyna pomagać najbardziej wydajnie, gdy jest połączona z aktywnością fizyczną. L-karnityna nie spala bezpośrednio tłuszczu, ale ułatwia jego transport do mitochondriów, gdzie zachodzą odpowiednie przemiany, powoduje więc przemianę tłuszczu w energię. Największe stężenie l-karnityny występuje po około godzinie od zażycia jej, dlatego najlepiej jest ją brać właśnie godzinę przed wysiłkiem fizycznym.
Kolejny jej plus to redukowanie zmęczenia po wysiłku, a sam trening może trwać dłużej. U sportowców poziom l-karnityny produkowany przez organizm spada, dlatego dodatkowa suplementacja jest wręcz wskazana.

Jak myślicie, jaka jest moja decyzja? Oczywiście, że jestem na tak. Poszperałam po forach i znalazłam wiele negatywnych opinii na temat tego, że nie działa, ale jaką mam gwarancję, że te osoby stosowały ją w odpowiedni sposób? Póki sama na spróbuję, to nigdy się nie przekonam. Jestem bardzo negatywnie nastawiona do jakichkolwiek tabletek odchudzających, ale skoro ja sama produkuję l-karnitynę i była początkowo brana za witaminę, to chyba nie ma się czego bać. Jeżeli zaobserwuję jakiekolwiek negatywne skutki, to przerwę jej branie i po problemie. Pozdrawiam Was mocno, trzymajcie się ciepło w te mroźne dni! :)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Wyzwanie pierwsze

Przez najbliższe dwa tygodnie [3.12 - 16.12] jedyne słodkie przekąski jakie spożyję to ciasteczko owsiane na imieniny B. oraz soczki, którymi delektuję się w czasie przerwy pomiędzy zajęciami. Oprócz tego nie spożyję alkoholu do nocy z 31 grudnia na 1 stycznia, czyli do Sylwestra jestem tymczasową abstynentką :). Oznacza to, że po równo miesięcznej przerwie od alkoholu powinnam się świetnie bawić, ponieważ takie wakacje od ROH przeważnie bardzo dobrze mi robią (nie pomyślcie że mam problem, ale jestem młoda i średnio co dwa tygodnie idę na dużą, zakrapianą imprezę). Podsumowując, robię coś dla swojej figury i prze wszystkim dla swojego zdrowia! 
A co takiego zrobiłam dzisiaj?
Standard. Byłam na zajęciach ze stepu. Nowość. Nie zjadłam nic słodkiego, nie posłodziłam herbaty, zaraz przesunę stół i pokręcę przez pół godziny hula hop. Wciąż nie mam problemów żeby wybrać się na siłownię, ale żeby wstać rano z łóżka i udać się na uczelnię... to jak bitwa wojenna :(. Dobrze, że moje lenistwo jeszcze ze mną nie wygrało.