wtorek, 18 września 2012

Dzień 1

Witam wszystkich na moim blogu. Kolejnym :) Ten blog będzie miał formę anonimową, ponieważ łatwiej mi będzie się wtedy przyznać do porażek, których w odchudzaniu nie można wykluczyć. Już wielokrotnie miałam nagłe zrywy, ale zawsze towarzyszyły temu złe metody.
Spokojnie mogę powiedzieć, że nie jestem na żadnej diecie odchudzającej, nazwałabym ją raczej "racjonalną". Nie liczę kalorii, nie obmyślam szczegółowego planu żywieniowego. Kupuję zdrowe produkty spożywcze, ograniczam słodycze i staram się jeść pięć razy dziennie. Dołączam do tego ruch. 
Jutro dodam szczegółowe dane z mierzenia (tak, to też będzie mi łatwiej udostępnić anonimowo). Skupię się na sprawdzaniu centymetrów, chociaż wiem że bez wagi się nie obędzie. 
Moja obecna waga to 64 kg. Moim marzeniem jest 55 kg, ale wolę metodę małych i realnych kroczków. Wyznaczam sobie na cel 60 kg. Mam nadzieję, że uda mi się to osiągnąć w dwa miesiące. Wiem, że mogłabym to zrobić dużo szybciej, ale zależy mi na utrzymaniu nowej wagi. Dwa lata temu schudłam już ponad 10 kg, od tamtej pory moja waga waha się na przełomie 62-65 kg. 

Dzień rozpoczynam od spaceru z psem. Krótkiego, bo pędzę do domu na śniadanie. Obowiązkowo jem w ciągu godziny od pobudki. Nie piję kawy, którą naprawdę łatwo wykluczyłam z jadłospisu. Nie jestem jeszcze uzależniona od kofeiny :). Dziś na śniadanie zjadłam różne sałaty wymieszane z kawałkami pomidora, szczypiorkiem, koperkiem, pietruszką, wkrojoną pieczenią babuni i 5 czarnymi oliwkami, wszystko zalane jogurtem z pikantną papryczką. Do tego  kromkę chleba, a dokładniej lekkiego pieczywa 20 kcal. Na obiad talerz zupy pieczarkowej z makaronem (bardzo ograniczyłam jego ilość) i jogurtem zamiast śmietany. Moim małym grzeszkiem było zjedzenie jabłka i kilkunastu kuleczek winogrona w okolicach siedemnastej. Wiem że owoców nie powinno się zjadać o takiej porze, ale to lepsze niż chipsy, które mi proponowano! Na kolację przyrządziłam sobie podobną sałatkę jak na śniadanie, ale mięso zamieniłam na serek twarożek. Oglądając ulubiony serial porwałam z kuchni połowę pomidora. Jako że wstałam po 10, jadłam co trzy godziny. Do niedawna nie odczuwałam w ogóle głodu, ale napiłam się wody i teraz też jest już dobrze.
Woda - jutro pojadę do sklepu autem i zrobię spore zapasy. Jak na moją aktywność fizyczną to wypiłam stanowczo zbyt mało, bo około litra. To karygodne, zwłaszcza że biegałam przez 30 minut, spędziłam 3,5 h na rowerze, zrobiłam w sumie 60 wymachów nogami i 40 brzuszków. 
Pochwalę się jeszcze, że dzisiaj nie tknęłam żadnych słodyczy! Pisząc w skrócie: dzień należał do udanych. Teraz zabiję tą natrętną muchę, która nie daje mi spać!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz